wtorek, 8 lipca 2014

Od Hitachi'ego


-"...postawił sobie cel. Wtem młody basior stąpał wydeptanymi ścieżkami w gęstych lasach i nie zważając na jakiekolwiek zagrożenie...
....Chciał odszukać swoją rodzinę." - opowiadał sobie pod nosem patrząc w gwiazdy.
-Pamiętam... jak mówiłaś, że gwiazdy zawsze nam coś pokażą....- wspominał sobie ze smutkiem.
Wtem, wilk zobaczył jakiś kształt we mgle.
-Hm?
Popędził w tę stronę, sam już nie wiedział gdzie był, co tu robił... Ujrzał czarnego niczym smoła wilka leżącego w kałuży krwi. Podszedł do niego trochę bliżej. Nie wiedział kto to... lecz skoro jest tu jakiś wilk... wataha też musi być w pobliżu... Chyba, że to drugi samotnik jak on... lecz raczej nie... Musiał jak najprędzej uciekać, chciał uniknąć bliższego spotkania z jakąkolwiek watahą. Pomógłby wilkowi.... gdyby nie to, że musiało już go tu nie być. Zaczął biec truchtem, zwinnym krokiem. Wzbił się do skoku, aby ominąć ciało najprawdopodobniej martwego wilka. Jeszcze pomyślą, że to on go zabił. Wtem! Wilk podniósł się i całych sił złapał basiora za jego poroże. Pociągnął go mocno, a ten padł na ziemię. W powietrze wzbiły się chmury piasku. Wilki zaczęły walczyć. Było słychać warczenie, ryczenie... Wilki wgryzały się sobie jak najgłębiej w kark. Pazury były cały czas w ruchu. Hitachi z rozpędem zaszarżował na wilka i przygwoździł go do drzewa. Spojrzał, wilka już tam nie było... Ale... on tu stał... i jak? Po chwili poczuł jak coś wbija się w jego kark. Znów padł. Z krzaków wyszło więcej wilków. Po długiej, krwawej walce wilk miał już dość. Jego oczy zaświeciły się na czarno. Z ziemi wyszedł demon tak straszny, że wilki z piskiem uciekły. Demon rozpłynął się. A nasz rogaty padł na ziemię w kałuży krwi. Jego boki, kark i łapy... Brakowało mu skóry, a krew się lała, do tego miał ranę na pysku i jeszcze te wilki uciekły i pewnie zawiadomią pomoc. To była dziwna wataha, wszystkie wilki były ciemne. Hitachi nie liczył na jakikolwiek ratunek, wiedział, że nie uda mu się przeżyć... ale mimo to chciał spróbować. Przypomniał sobie tę historię od nowa. Z trudem wstał i chwiejnie, z wielkim bólem zaczął iść. Wszedł głębiej w las, tak aby cień drzew go ukrył. Po czym padł. Nie mógł iść dalej. Musiał odpocząć by w ogóle się ruszyć. Słyszał, że te wilki znów się tu zbliżają, tym razem w o wiele większej grupie. Było ich co najmniej trzydziestu. Leżał tu, krew dalej lała się z jego ciała. Liczył, że te potworne wilki nie zobaczą go tu, lecz tak naprawdę wiedział, że to i tak jest nie uniknione, wiedział, że wkrótce go odnajdą, a on pożegna się z życiem... A nawet jeśli go nie zauważą... on wykrwawi się tu na śmierć.

Ktoś pomoże? Ktoś go uratuje?