sobota, 15 marca 2014

Od Zan'a

Gdy wydostaliśmy się z Toksycznego lasu poszedłem się przejść.
Szedłem długo i sam nie wiedziałem gdzie i po co. Demon we mnie doprowadzał mnie do szału. Mimo to szedłem spokojnie. Wsłuchiwałem się w świst wiatru i śpiew ptaków. Nie wiem czemu czułem, że o czymś zapomniałem, miałem pustkę w głowie. Myślałem o swojej rodzinie.
Byłem już dość daleko od watahy i spotkałem dawnego "znajomego".
-Co tu robisz?!?-spytałem.
-Hehehe nic- zaśmiał się.
Był szamanem z wątpliwym poczuciem humoru, kiedyś pomagał mi pozbyć się demona ale nie wyszło.
-I jak tam z demonem...- powiedział uśmiechając się
-Grrrrr... nie ważne- warknąłem.
-Zabiłeś może jeszcze kogoś- powiedział wybuchając głośnym śmiechem.
-DOŚĆ!!!- wrzasnąłem.
-Ok, ok, ok, demonie przeklęty- powiedział z parszywym uśmiechem na twarzy, tylko po to aby mnie wkurzyć.
-TO NIE JEST ŚMIESZNE!!!- wrzasnąłem dysząc ze wściekłości.
Zmieniłem się w demona, rzuciłem się na niego i rozszarpał na strzępy w kilka minut po czy odmieniłem się. Spojrzałem co zrobiłem jako demon i uciekłem. Nie byłem zdenerwowany, że zginął, nienawidziłem go, byłem zły, że zrobiłem to ja. Biegłem przed siebie, aż wpadłem w jakąś pułapkę zastawioną przez nie wiadomo kogo. Siedziałem w ogromnej wykopanej dziurze, skakałem do wyjścia jak opętany, lecz na próżno. W końcu usiadłem ze zmęczenia i patrzyłem w dobrze widoczne niebo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz